Są tak brzydkie, że aż piękne i tak straszne, że strach się bać. Ponoć w niektórych nocą po korytarzach błąkają się tajemnicze zjawy, w innych lęk i grozę budzą spróchniałe sufity, odrapane ściany czy relikty porzuconej maszynerii.  Sprawdźcie subiektywny ranking opuszczonych budynków w Polsce, o których nie warto zapomnieć.

Perła późnobarokowej architektury sakralnej, jeden z najstarszych kościołów ewangelickich w Polsce, sprofanowane sacrum okryte woalką zapomnienia. Choć murowana świątynia w niewielkiej wsi Goszcz jest wpisaną do rejestru zabytków integralną częścią zespołu pałacowego rodu Reinchenbachów, od lat – dokładnie od 1945, kiedy to została opuszczona – niszczeje. Przed plądrowaniem i dalszą dewastacją wnętrza, a także okiem ciekawskich chronią ją dziś wmurowane w miejsce witraży cegły.

A jest co chronić! Pod pozornym sklepieniem wnętrza świątyni znajdują się 2 splądrowane sarkofagi, w tym m.in. jeden późnobarokowy oraz rokokowy. W dobrym stanie zachowały się prowadzące na dzwonnicę schody, ambona, balustrady na balkonach i kominek, z którego dym okrył sadzą ściany na piętrze budowli. Za sprawą starań Stowarzyszenia św. Magdaleny budynek kościoła ma być wkrótce wyremontowany i na powrót stać się pełniącą swe obrzędowe funkcje świątynią, choć tym razem Świątynią Artystów – miejscem artystycznych spotkań i promocji sztuki.

Choć nie niesie już uciechy strażakom, z myślą o których powstało, wciąż jest miejscem radości dla poszukujących przestrzeni o nieco demonicznym charakterze fotografów-amatorów. Rzędy próchniejących foteli na widowni. Powybijane szyby w oknach, odrapane ściany, zdemontowane części projektorów filmowych, szczątki plakatów, wypaczona podłoga.  Całość wciąż robi nie mniejsze wrażenie niż w latach 20-tych XX wieku, kiedy to powstała.

A powstała jako cześć dwupiętrowej strażnicy dla czeladzkiej straży pożarnej. Zaraz po wybudowaniu oddano będącą częścią remizy salę teatralną w dzierżawę na prowadzenie kina (początkowo „Czary”, z czasem przemianowanego na „Uciecha”). Podczas II Wojny Światowej budynek zmienił właścicieli, stając się komendą władz okupacyjnych. Dopiero po wojnie powrócił w ręce pierwotnych gospodarzy, pozostając w nich do końca XX wieku, kiedy to problemy finansowe straży zmusiły ją do oddania przeszło 70-letniego obiektu władzom miasta. I choć z początkiem nowego stulecia na drodze przetargu pojawił się nowy właściciel, nie zostały podjęte na miejscu żadne nowe inicjatywy. I tak budynek będący dla mieszkańców Czeladzi „antywizytówką miasta”, stoi i niszczeje do dziś.

Niszczejąca perła gdańskiego neorenesansu, spektakularna, tajemnicza i nawiedzona – tak w kilku słowach określić można zrujnowaną willę przy ulicy Sobótki. Ponoć wzgórze, na którym stoi – w przeszłości osłonięte od świata i światła gąszczem tajemniczej flory – szczególnie upodobały sobie czarownice. To tu, w scenerii grzęzawisk i labiryntu leśnych ścieżek, miały rzekomo odprawiać tajemne rytuały, a na jednym z kamieni górujących na szczycie wzgórza oddawać się demonom.

Nie wiadomo na pewno, czym był kamień węgielny pod budowę budynku, jednak wiadomo, że żaden z jego właścicieli na dłużej nie zagrzał tu miejsca. Na początku ubiegłego stulecia (ok. 1925 roku) posiadłość nabył zarząd wolnomularzy Gdańska i Sopotu, by pod stylowymi kasetonami zdobionymi intarsją organizować regularne spotkania Loży Trzech Sal. Willę loży masońskiej przejął następnie gdański odział TVP, by opuścić ją na początku XXI wieku. Choć za dnia wnętrza zrujnowanego obiektu świecą pustkami, ponoć nocą rozbłyskują feerią demonicznych barw i świateł.

Dawniej imponował renesansowym sznytem i bogatym wykończeniem, dziś straszy zaniedbaniem i grozi zawaleniem. Schloss Stöckel-Kauffung, czyli dolnośląski pałac w Wojcieszowie Górnym, został wzniesiony pod koniec XVI w. (a dokładnie w 1596 r.) i tętnił życiem przez kilka stuleci. Obiekt wraz z pałacowym parkiem należał m.in. do rodzin pruskich von Redern i von Seydlitz, stanowił także własność baronowej von Bothmer, baronów von Troschke czy Richarda von Bergmanna.

Był świadkiem wielu ludzkich historii, przeżyć i niejednej hucznej biesiady. W 1930 r. strawił go pożar – jeszcze w tym samym roku udało się go odbudować. Po wojnie również przechodził „z rąk do rąk”, był w posiadaniu wszelkiego rodzaju instytucji, osób prywatnych, a nawet komornika. Obecnie kompleks świeci pustkami, budzi strach i intryguje. Piękny, a zapomniany i opuszczony – pałac widmo. Proces jego niszczenia trwa w najlepsze – wybite okna, zniszczone ściany, zerwane podłogi przywodzą na myśl kadr z mocnego filmu grozy. Z każdym dniem ten zachwycający niegdyś obiekt coraz bardziej zbliża się do smutnego końca.

Niegdyś w przestronnych komnatach odbywały się bale, służące plotkowały w kątach a w kameralnych pokojach odbywały się spotkania na szczycie. Pałac Potockich w Krzeszowicach koło Krakowa, bo o nim właśnie mowa, krył w swoich wnętrzach wartościowe zbiory malarstwa, rzemiosła i pamiątek historycznych. Dzisiaj wizyta w opuszczonym gmachu pałacu może jedynie przysporzyć… dreszczy. Od czasu zakończenia II Wojny Światowej budynek służył jako ośrodek wychowawczy i dom opieki dla dzieci i młodzieży. Władzom ciężko było jednak utrzymać 228 pomieszczeń – właśnie wtedy pałac zaczął niszczeć i pustoszeć. Niedługo po tym, do niegdyś luksusowych i eleganckich wnętrz, zaczęła wdzierać się wilgoć, która do reszty zniszczyła pałac.

Dziś budowla straszy lokalnych mieszkańców, którzy często spacerują po okalającym ją parku. Opustoszałe wnętrza, powybijane okna i wycie wiatru hulającego po zniszczonych komnatach jest szczególnie przerażające wieczorami, dlatego po zmroku zapuszczają się tam tylko poszukiwacze przygód o stalowych nerwach!

Jeszcze nie na zamknięcie rankingu… zamknięta parowozownia – unikatowy na skalę Polski i Europy zabytek techniki kolejowej w Wielkopolsce. Wybudowana w 1875 roku na terenie położonym nieopodal stacji kolejowej parowozownia wiele przeszła, zwłaszcza w czasie II Wojny  Światowej, by ostatecznie przejść do historii PKP – część trakcyjną wygaszono na początku XXI stulecia, zaraz potem zamknięto zakład naprawy taboru i ostatecznie w 2012 wagonownię.

I choć dziś pod dachem hali wachlarzowej nie stacjonuje już żaden parowóz i nie widuje się tu nawet pociągów-widmo, obiekt cieszy się dużym zainteresowaniem wśród turystów, amatorów kolei i fotografów, dla których poprzemysłowe wnętrza parowozowni to jeden z ulubionych plenerów zdjęciowych w Wielkopolsce. W przeciwieństwie do innych obiektów z listy „Zamkniętych i opuszczonych” wstęp do parowozowni jest możliwy, legalny i mile widziany,  zarówno przez cały okres letni, jak i w trakcie organizowanych na miejscu majowych Dni Pary.

Joanna Grycik von Schaffgotsch pochodziła z ubogiej rodziny górniczej. Po tragicznej śmierci rodziców została adoptowana przez Karola Godulę, jednego z najbogatszych przemysłowców na Śląsku, który uczynił ją swoją spadkobierczynią…a tym samym jedną z najbogatszych kobiet w regionie. Po ukończeniu 16 wiosny wyszła za mąż za hrabiego Hansa Ulryka von Schaffgotscha, co stało się podstawą legendy o wielkiej namiętności i miłości wznoszącej się ponad podziały klasowe. Małżonkowie razem zarządzali majątkiem w Kopicach, którego – jeśli wierzyć opowieściom –  duch „śląskiego Kopciuszka”  nie opuścił do dziś. 

Nie trzeba się jej jednak obawiać, podobnie jak nie trzeba już się trwożyć o los neogotyckiej rezydencji otoczonej imponującym 70-hektarowym ogrodem. Obecni właściciele pracują nad przywróceniem pałacowi dawnej świetności. Niedawno rozpoczęto prace mające na celu zabezpieczenie budynku przed dalszym zniszczeniem.

credits: www.qbanez.wordpress.com

Po zakończeniu II wojny światowej Pstrąże zostało przekazane Armii Radzieckiej, która stworzyła tam rozbudowane osiedle wojskowe. Powstały bloki mieszkalne, szkoła, szpital,  a także obiekty związane z infrastrukturą wojskową. Miasto było całkowicie samowystarczalne – jego mieszkańcy mogli zaspokoić wszystkie swoje codzienne potrzeby bez konieczności opuszczania terenu bazy.

W czasach PRL-u Pstrąże było to jedno z najbardziej strzeżonych miejsc w Polsce. Dostęp do miasta był ściśle kontrolowany i ograniczony wyłącznie do żołnierzy Armii Radzieckiej oraz ich rodzin. W 1992 roku, po wycofaniu wojsk radzieckich z Polski, Pstrąże zostało całkowicie opuszczone. Choć obecnie jest popularnym celem dla miłośników eksploracji opuszczonych miejsc (urbex), dostęp do terenu jest oficjalnie zakazany ze względu na zagrożenie wynikające z rozpadłej infrastruktury. Ruiny bloków mieszkalnych, szkół i wojskowych obiektów, pokryte graffiti, tworzą ponury, postapokaliptyczny krajobraz. W 2016 roku część miasta została celowo zniszczona podczas ćwiczeń wojskowych, aby wyeliminować potencjalne zagrożenie

Pstrąże stało się symbolem zapomnianych śladów po radzieckiej obecności na Dolnym Śląsku i fascynuje zarówno miłośników historii, jak i entuzjastów zjawisk paranormalnych.Nie bez kozery Pstrąże znane było pod dwoma nazwami, a druga z nich… to Strachów.

Historia  tej neogotyckiej rezydencji, siedziby zamożnego rodu przemysłowców i właścicieli ziemskich – rodziny von Kramsta, ma charakter tak mroczny, że aż… typowy dla niszczejących pereł architektury na Dolnym Ślsku. W czasach swej świetności w XIX wieku zaprojektowany na planie litery „L” budynek zachwycał swoją monumentalną, neogotycką architekturą, bogatymi detalami, a także okalającym go parkiem krajobrazowym.

Właściciel pałacu zapisał go w testamencie Zakonowi Kawalerów Maltańskich, pod warunkiem, że powstanie tu szpital i dom starców. W czasie I wojny światowej pełnił funkcję szpitala, głównie dla niemieckich pilotów, a w okresie międzywojennym – sanatorium. Jedna z najbardziej mrocznych i rozbudzających wyobraźnię teorii na temat pałacu traktuje, że podczas II wojny światowej mógł działać tam ośrodek Lebensborn – „fabryka dzieci” mająca na celu wspieranie nazistowskiej polityki rasowej. Po wojnie budynek pełnił różne funkcje, m.in. jako szkoła rolnicza, ale w latach 90. XX wieku opustoszał, a jego stan zaczął się stopniowo pogarszać. Jeszcze przed końcem XX wieku pałac został sprzedany, jednak wbrew deklarowanym planoM uczynienia zeń luksusowego hotelu, właściciel nie przeprowadził w nim zapowiedzianych remontów. Niestety. 

Na koniec… o tym, czego nastał już koniec – ale tej legendy urbexu w stolicy nie mogło zabraknąć w naszym zestawieniu!

Założone w 1893 roku – z inicjatywy 3 inżynierów i 4 inwestorów, którzy poświęcili oszczędności posagowe swoich siedmiu córek, zakłady noszą nazwę Ursus od 1905 roku. Po I wojnie światowej to właśnie w nich produkowano znane niemal na całym świecie ciągniki, to stąd wyjeżdżały polskie ciężarówki i motocykle. Co ciekawe, to właśnie od nazwy zakładów pochodzi nazwa osady, która z czasem stała się odrębnym miastem na mapie Polski, a ostatecznie, w II połowie lat 70-tych, dzielnicą Warszawy. Robotnicza wizytówka komunizmu nie odnalazła się jednak w czasach dzikiego kapitalizmu. W 2011 roku akcje spółki zostały w całości wykupione przez POL-MOT Warfama SA, a produkcję przeniesiono do Lublina.

W wakacje 2018 zapadła decyzja o wypisaniu Zakładów Mechanicznych „Ursus” z rejestru zabytków, a tym samym rozpoczął się ostateczny proces usuwania legendarnych hal i zabudowy z czerwonej cegły i kratami okien na fasadach z powierzchni ziemi. Traktory, koparki, ciągniki – maszyneria, która niegdyś stanowiła o potędze fabryki, posłużyła do jej wyburzania.