Są tak brzydkie, że aż piękne i tak straszne, że strach się bać. Ponoć w niektórych nocą po korytarzach błąkają się tajemnicze zjawy, w innych lęk i grozę budzą spróchniałe sufity, odrapane ściany czy relikty porzuconej maszynerii. Sprawdźcie subiektywny ranking opuszczonych budynków w Polsce, o których nie warto zapomnieć.
- Sanatorium w Gdyni Orłowie
- Kościół ewangelicki w Goszczu
- Kino „Uciecha” w Czeladzi
- Szpital psychiatryczny w Owińskach
- Willa w Gdańsku przy ul. Sobótki
- Zakłady Ursus
- Pałac w Wojcieszowie Górnym
- Pałac Potockich w Krzeszowicach k. Krakowa
- Parowozownia Gniezno
Strasznie atrakcyjne oferty hoteli w Polsce – sprawdź:
Miejsce, które półtorej dekady temu sprzyjało wypoczynkowi i poprawie zdrowia, obecnie może z powodzeniem posłużyć za tło dla horroru. Położone na wzgórzu, opuszczone sanatorium grozy w Gdyni Orłowie było dawniej jednym z najsłynniejszych wakacyjnych miejsc na Wybrzeżu. Dom Profilaktyczno-Wypoczynkowy „Zdrowie” (bo taką sanatorium nosiło nazwę) na ul. Zacisznej oferował 160 miejsc noclegowych, bogatą bazę zabiegową oraz zachwycające widoki na Zatokę Gdańską. W 2004 r. obiekt zamknięto z powodu osuwającej się w pobliżu skarpy.



Przestali przyjeżdżać kuracjusze, w ekspresowym tempie zaczęły znikać meble, elementy wyposażenia, budynek był kilkukrotnie podpalany i upatrzyli go sobie narkomani oraz bezdomni. Dawna chluba Gdyni zaczęła straszyć wyglądem. Aktualnie można tu „podziwiać” zdemolowane pokoje i łazienki, zbite tynki, wyrwane podłogi, porozbijane szyby, pokrywające każdą ścianę marnej jakości (w znakomitej większości) graffiti i zalegające wszędzie kupki śmieci. Lepiej się nie zapuszczać tu nocną porą… Plątanina ciemnych, długich korytarzy w stanie rozkładu może przyprawić o dreszcze. Tak samo jak kontrast pomiędzy zrujnowanym, opuszczonym budynkiem a nadzwyczaj malowniczą okolicą, która go otacza – bo co jak co, ale widok na Orłowo niezmiennie zachwyca.
Strasznie atrakcyjne oferty hoteli w Trójmieście – sprawdź:
Perła późnobarokowej architektury sakralnej, jeden z najstarszych kościołów ewangelickich w Polsce, sprofanowane sacrum okryte woalką zapomnienia. Choć murowana świątynia w niewielkiej wsi Goszcz jest wpisaną do rejestru zabytków integralną częścią zespołu pałacowego rodu Reinchenbachów, od lat – dokładnie od 1945, kiedy to została opuszczona – niszczeje. Przed plądrowaniem i dalszą dewastacją wnętrza, a także okiem ciekawskich chronią ją dziś wmurowane w miejsce witraży cegły.

A jest co chronić! Pod pozornym sklepieniem wnętrza świątyni znajdują się 2 splądrowane sarkofagi, w tym m.in. jeden późnobarokowy oraz rokokowy. W dobrym stanie zachowały się prowadzące na dzwonnicę schody, ambona, balustrady na balkonach i kominek, z którego dym okrył sadzą ściany na piętrze budowli. Za sprawą starań Stowarzyszenia św. Magdaleny budynek kościoła ma być wkrótce wyremontowany i na powrót stać się pełniącą swe obrzędowe funkcje świątynią, choć tym razem Świątynią Artystów – miejscem artystycznych spotkań i promocji sztuki.
Strasznie atrakcyjne oferty hoteli na Dolnym Śląsku – sprawdź:
Choć nie niesie już uciechy strażakom, z myślą o których powstało, wciąż jest miejscem radości dla poszukujących przestrzeni o nieco demonicznym charakterze fotografów-amatorów. Rzędy próchniejących foteli na widowni. Powybijane szyby w oknach, odrapane ściany, zdemontowane części projektorów filmowych, szczątki plakatów, wypaczona podłoga. Całość wciąż robi nie mniejsze wrażenie niż w latach 20-tych XX wieku, kiedy to powstała.



Źródło: Forgotten Polska Urbex
A powstała jako cześć dwupiętrowej strażnicy dla czeladzkiej straży pożarnej. Zaraz po wybudowaniu oddano będącą częścią remizy salę teatralną w dzierżawę na prowadzenie kina (początkowo „Czary”, z czasem przemianowanego na „Uciecha”). Podczas II Wojny Światowej budynek zmienił właścicieli, stając się komendą władz okupacyjnych. Dopiero po wojnie powrócił w ręce pierwotnych gospodarzy, pozostając w nich do końca XX wieku, kiedy to problemy finansowe straży zmusiły ją do oddania przeszło 70-letniego obiektu władzom miasta. I choć z początkiem nowego stulecia na drodze przetargu pojawił się nowy właściciel, nie zostały podjęte na miejscu żadne nowe inicjatywy. I tak budynek będący dla mieszkańców Czeladzi „antywizytówką miasta”, stoi i niszczeje do dziś.
Fani horrorów zgodnie przyznają, że zarówno szpitale psychiatryczne, jak i klasztory to prawdziwe wylęgarnie nieczystych sił. Opuszczony kompleks w Owińskach 15 km od Poznania w przeszłości był jednym i drugim. Najpierw rezydowali tu cystersi, zaś w 1838 r. otwarto pierwszą w Wielkopolsce klinikę dla osób cierpiących na choroby psychiczne. I pewnie nie byłoby w tym nic szczególnie wartego uwagi, gdyby nie tragiczne wydarzenia z czasów II wojny światowej, gdy hitlerowcy zajęli placówkę i wymordowali wszystkich znajdujących się tu pacjentów, łącznie z dziećmi – w sumie ponad 1100 osób.




Źródło: www.tenpoznan.pl, fot.: Sławomir Wąchała
Od tamtego czasu miejsce uznawane jest za przeklęte, a od 1993 r., gdy ostatecznie zamknięto urządzony tu po wojnie młodzieżowy zakład wychowawczy, stoi puste, budząc grozę wśród okolicznych mieszkańców. Skarżą się oni na dobiegający z wnętrza płacz dzieci, błyskające w oknach dziwne światła oraz… nieustannie przepalające się żarówki w pobliskich domach. Podobno wszystkie te zjawiska nasilają się w listopadzie, w rocznicę makabrycznej egzekucji. Jednak nawet bez udziału gości z zaświatów budynek szpitala idealnie nadaje się na scenografię do filmu grozy, a opuszczone wnętrza potrafią napędzić stracha nawet prawdziwym twardzielom.
Niszczejąca perła gdańskiego neorenesansu, spektakularna, tajemnicza i nawiedzona – tak w kilku słowach określić można zrujnowaną willę przy ulicy Sobótki. Ponoć wzgórze, na którym stoi – w przeszłości osłonięte od świata i światła gąszczem tajemniczej flory – szczególnie upodobały sobie czarownice. To tu, w scenerii grzęzawisk i labiryntu leśnych ścieżek, miały rzekomo odprawiać tajemne rytuały, a na jednym z kamieni górujących na szczycie wzgórza oddawać się demonom.




Źródło: fot. Anna Kazińska-Olejniczak, dziennikbaltycki.pl
Nie wiadomo na pewno, czym był kamień węgielny pod budowę budynku, jednak wiadomo, że żaden z jego właścicieli na dłużej nie zagrzał tu miejsca. Na początku ubiegłego stulecia (ok. 1925 roku) posiadłość nabył zarząd wolnomularzy Gdańska i Sopotu, by pod stylowymi kasetonami zdobionymi intarsją organizować regularne spotkania Loży Trzech Sal. Willę loży masońskiej przejął następnie gdański odział TVP, by opuścić ją na początku XXI wieku. Choć za dnia wnętrza zrujnowanego obiektu świecą pustkami, ponoć nocą rozbłyskują feerią demonicznych barw i świateł.
Strasznie atrakcyjne oferty hoteli w Trójmieście – sprawdź:
Założone w 1893 roku – z inicjatywy 3 inżynierów i 4 inwestorów, którzy poświecili oszczędności posagowe swoich siedmiu córek, zakłady noszą nazwę Ursus od 1905 roku. Po I wojnie światowej to właśnie w nich produkowano znane niemal na całym świecie ciągniki, to stąd wyjeżdżały polskie ciężarówki i motocykle. Co ciekawe, to właśnie od nazwy zakładów pochodzi nazwa osady, która z czasem stała się odrębnym miastem na mapie Polski, a ostatecznie, w II połowie lat 70-tych, dzielnicą Warszawy. Robotnicza wizytówka komunizmu nie odnalazła się jednak w czasach dzikiego kapitalizmu. W 2011 roku akcje spółki zostały w całości wykupione przez POL-MOT Warfama SA, a produkcję przeniesiono do Lublina.



W wakacje 2018 zapadła decyzja o wypisaniu Zakładów Mechanicznych „Ursus” z rejestru zabytków, a tym samym rozpoczął się ostateczny proces usuwania legendarnych hal i zabudowy z czerwonej cegły i kratami okien na fasadach z powierzchni ziemi. Traktory, koparki, ciągniki – maszyneria, która niegdyś stanowiła o potędze fabryki, dziś służy do jej wyburzania. To ostatni dzwonek, by przyjrzeć się z bliska nielicznym już pozostałościom po zakładach przy ul. Traktorzystów na warszawskim Ursusie.
Dawniej imponował renesansowym sznytem i bogatym wykończeniem, dziś straszy zaniedbaniem i grozi zawaleniem. Schloss Stöckel-Kauffung, czyli dolnośląski pałac w Wojcieszowie Górnym, został wzniesiony pod koniec XVI w. (a dokładnie w 1596 r.) i tętnił życiem przez kilka stuleci. Obiekt wraz z pałacowym parkiem należał m.in. do rodzin pruskich von Redern i von Seydlitz, stanowił także własność baronowej von Bothmer, baronów von Troschke czy Richarda von Bergmanna.



Źródło: wyszedlzdomu.pl
Był świadkiem wielu ludzkich historii, przeżyć i niejednej hucznej biesiady. W 1930 r. strawił go pożar – jeszcze w tym samym roku udało się go odbudować. Po wojnie również przechodził „z rąk do rąk”, był w posiadaniu wszelkiego rodzaju instytucji, osób prywatnych, a nawet komornika. Obecnie kompleks świeci pustkami, budzi strach i intryguje. Piękny, a zapomniany i opuszczony – pałac widmo. Proces jego niszczenia trwa w najlepsze – wybite okna, zniszczone ściany, zerwane podłogi przywodzą na myśl kadr z mocnego filmu grozy. Z każdym dniem ten zachwycający niegdyś obiekt coraz bardziej zbliża się do smutnego końca.
Strasznie atrakcyjne oferty hoteli na Dolnym Śląsku – sprawdź:
Niegdyś w przestronnych komnatach odbywały się bale, służące plotkowały w kątach a w kameralnych pokojach odbywały się spotkania na szczycie. Pałac Potockich w Krzeszowicach koło Krakowa, bo o nim właśnie mowa, krył w swoich wnętrzach wartościowe zbiory malarstwa, rzemiosła i pamiątek historycznych. Dzisiaj wizyta w opuszczonym gmachu pałacu może jedynie przysporzyć… dreszczy. Od czasu zakończenia II Wojny Światowej budynek służył jako ośrodek wychowawczy i dom opieki dla dzieci i młodzieży. Władzom ciężko było jednak utrzymać 228 pomieszczeń – właśnie wtedy pałac zaczął niszczeć i pustoszeć. Niedługo po tym, do niegdyś luksusowych i eleganckich wnętrz, zaczęła wdzierać się wilgoć, która do reszty zniszczyła pałac.


Dziś budowla straszy lokalnych mieszkańców, którzy często spacerują po okalającym ją parku. Opustoszałe wnętrza, powybijane okna i wycie wiatru hulającego po zniszczonych komnatach jest szczególnie przerażające wieczorami, dlatego po zmroku zapuszczają się tam tylko poszukiwacze przygód o stalowych nerwach!
Strasznie atrakcyjne oferty hoteli w Małopolsce – sprawdź:
Ranking zamyka… zamknięta parowozownia – unikatowy na skalę Polski i Europy zabytek techniki kolejowej w Wielkopolsce. Wybudowana w 1875 roku na terenie położonym nieopodal stacji kolejowej parowozownia wiele przeszła, zwłaszcza w czasie II Wojny Światowej, by ostatecznie przejść do historii PKP – część trakcyjną wygaszono na początku XXI stulecia, zaraz potem zamknięto zakład naprawy taboru i ostatecznie w 2012 wagonownię.



I choć dziś pod dachem hali wachlarzowej nie stacjonuje już żaden parowóz i nie widuje się tu nawet pociągów-widmo, obiekt cieszy się dużym zainteresowaniem wśród turystów, amatorów kolei i fotografów, dla których poprzemysłowe wnętrza parowozowni to jeden z ulubionych plenerów zdjęciowych w Wielkopolsce. W przeciwieństwie do innych obiektów z listy „Zamkniętych i opuszczonych” wstęp do parowozowni jest możliwy, legalny i mile widziany, zarówno przez cały okres letni, jak i w trakcie organizowanych na miejscu majowych Dni Pary.