Aktywność na świeżym powietrzu zimową porą to nie tylko narty, snowboard i grzane wino. Aby białe szaleństwo było naprawdę szalone, warto czasem zjechać z utartej trasy i posmakować bardziej ekstremalnych wrażeń. Oto nasze propozycje emocjonujących mroźnych przyjemności, którym można oddawać się w naszym kraju
Jazda na nartach czy desce w dół stoku nikogo nie dziwi. Ale w górę? Dla amatorów snowkitingu to chleb powszedni. Podobnie jak przeskakiwanie nad drzewami albo pokonywanie śnieżnych rozpadlin. Wystarczy tylko dobrze przygotowany latawiec, odpowiedni wiatr, silne nogi i trochę umiejętności. A wrażenia są iście nieziemskie. Zapewne właśnie dlatego śnieżna odmiana kitesurfingu to najszybciej rozwijająca się dyscyplina wśród zimowych sportów ekstremalnych ostatnich lat. W swej klasycznej postaci snowkiting niewiele różni się od swego letniego odpowiednika – tyle że zamiast deski surfingowej mamy pod stopami narty lub snowboard.
Dzięki pociągowej sile latawca możliwości są niemal nieograniczone. Możemy przemierzać otwarte, płaskie przestrzenie, zamarznięte jeziora albo próbować swych sił na stokach o różnym nachyleniu i stopniu trudności. W naszym kraju prawdziwą mekką snowkite’owców jest Nowy Targ, a ściślej okolice wyciągu Zadział. Ale narciarzy z latawcami można spotkać również nad Zatoką Pucką, na Mazurach, a nawet… na warszawskich Jelonkach. Nie trzeba chyba dodawać, że najwięcej emocji podczas jazdy sprawia oczywiście pokonywanie przeszkód, nad którymi można zwyczajnie „przelecieć”. Najlepsi potrafią wyskoczyć na kilkadziesiąt metrów w górę i utrzymać się w powietrzu blisko minutę – Adam Małysz mógłby być zazdrosny.
Zobacz najlepsze hotele na zimę
Można go rozpędzić bardziej niż przeciętne auto na niemieckiej autostradzie, przy odpowiedniej warstwie śniegu wjedzie nawet tam, gdzie Land Rover musi skapitulować, a manewrowanie nim w białym puchu to frajda sama w sobie – nic dziwnego, że skuter śnieżny powoli wyrasta na króla zimowych aktywności dla prawdziwych twardzieli. Wrażenia z takich rajdów są dużo bardziej intensywne niż podczas jazdy quadem (do którego tę śnieżną bestię często się porównuje), zawrotne prędkości i liczne niespodzianki na trasie – jak choćby zaspy czy przysypane śniegiem korzenie – gwarantują solidną dawkę adrenaliny, a do tego dochodzą jeszcze piękne widoki.
Większość wypraw na skuterach odbywa się w górach, gdzie warunki atmosferyczne i terenowe szczególnie sprzyjają emocjonującym eskapadom. Doświadczeni snowmobilowcy polecają przede wszystkim Beskid Niski, Beskid Sądecki i Bieszczady, ale i w innych regionach znajdziemy ciekawe trasy. Nie brak też hoteli, które oferują swoim gościom wypożyczenie sprzętu, profesjonalne szkolenia albo całe pakiety dla amatorów szybkiej jazdy – jak choćby Hotel Liptakówka*** w Białce Tatrzańskiej. Musimy tylko pamiętać, że skuterem nie możemy poruszać się po drogach publicznych, zabroniony jest również wjazd do parków narodowych.
Zobacz najlepsze hotele na zimę
Niejednemu z nas trudno rozstać się na zimę ze swoim ulubionym rowerem. Jak sobie z tym poradzić? Wystarczy przesiąść się na skibob! to nic innego jak śnieżny jednoślad – połączenie roweru z nartami. Na pierwszy rzut oka przypomina trochę BMX-a, tyle że zamiast kół ma dwie niezależne płozy, a zamiast pedałów – miejsce na oparcie nóg. Jego obsługa nie wymaga specjalnej filozofii. Siadamy na wygodnym siodełku, bierzemy kierownicę w dłonie i ruszamy w dół stoku. Sterujemy naszym skibobem podobnie jak rowerem, choć niektórzy dla lepszej kontroli trasy przyczepiają dodatkowo do butów małe płozy. To doskonała alternatywa dla wszystkich, którzy uwielbiają jazdę na dwóch kółkach, a zarazem chcieliby trochę poszaleć na śniegu.
No i nie boją się zawrotnych prędkości – na odpowiednio przygotowanych stokach można osiągnąć nawet 100 km/h, a rekordzista przekroczył dwie setki. Dziś profesjonalni skibobowcy ścigają się w podobnych konkurencjach, co narciarze alpejscy – m.in. w slalomie, slalomie gigancie i biegu zjazdowym. I choć na „tradycyjnych” stokach narciarskich śnieżni cykliści nie są zwykle mile widziani, na świecie pojawia się coraz więcej tras przeznaczonych specjalnie dla nich. W Polsce znajdziemy je m.in. na Nosalu w Zakopanem, na Stożku w Wiśle i na Szrenicy w Szklarskiej Porębie.
Zobacz najlepsze hotele na zimę
Polska jest prawdziwą potęgą w wyścigach bojerowych. W ciągu ostatnich 40 lat nasi żeglarze lodowi aż 14 razy zdobywali tytuł mistrza świata. Warto więc zainteresować się bliżej tą dyscypliną – albo jej coraz bardziej popularną wariacją, jaką jest ice surfing, czyli windsurfing na lodzie. Nie dość, że fani deski z żaglem mogą w ten sposób oddawać się swojej pasji przez okrągły rok, to jeszcze na zamarzniętych jeziorach mają szansę rozwinąć prędkości, o których latem mogą tylko pomarzyć.
Wystarczy wiatr o sile rzędu 3-4 stopni w skali Beauforta, by rozpędzić się do 70 km/h. No i nie ma żadnych hamulców. Brzmi emocjonująco? Trzeba jednak mieć na uwadze, że każdy niewłaściwy manewr może skończyć się bolesnym kontaktem z lodową taflą. To jednak tylko powoduje wzrost adrenaliny. Ogólne zasady ice surfingu są bardzo zbliżone do surfowania na falach, a co najważniejsze jest to dyscyplina, którą można uprawiać praktycznie wszędzie. Okolice Władysławowa, jezioro Śniardwy czy nawet Zalew Zegrzyński nadadzą się do tego celu idealnie.
Zobacz najlepsze hotele na zimę
Poruszanie się po śliskiej powierzchni nigdy nie przychodzi łatwo. A jeśli powierzchnia ta jest dodatkowo pionowa? Wtedy dopiero zaczynają się emocje. Tak przynajmniej uważają entuzjaści jednego z najtrudniejszych zimowych sportów ekstremalnych na naszej planecie, czyli ice climbingu. Wspinaczka na różnorakie formacje zbudowane z lodu wymaga odpowiedniej kondycji, doskonałych umiejętności i fachowego sprzętu asekuracyjnego. To nie zwykła ścianka wspinaczkowa w lokalnym klubie fitness. Gdy jednak uda nam się po raz pierwszy wdrapać na lodową ścianę albo zamarznięty górski wodospad, zrozumiemy liczne głosy zachwytu.
Musimy pamiętać, że metody stosowane w ice climbingu zdecydowanie różnią się od tradycyjnej wspinaczki skałkowej – przede wszystkim ze względu na specjalistyczny sprzęt. Najpopularniejsza jest tzw. technika „on-sight”, która polega na szybkim pokonywaniu stosunkowo miękkich ścian z pomocą czekana, czekanomłotka oraz raków na nogach. Można ją wypróbować m.in. na lodospadach w Tatrach Wysokich. Wspinacze najbardziej cenią sobie próg Czarnego Stawu i Dwoistą Siklawę nad Morskim Okiem oraz rejon Hali Gąsienicowej.
Zobacz najlepsze hotele na zimę
Chyba nikt nie przepada za wychodzeniem z psem w mroźny zimowy poranek. A gdyby tak zaprząc zwierzaka do wspólnej zabawy i dostarczyć nowych wrażeń zarówno jemu, jak i sobie? Wystarczą dobre biegówki oraz specjalna uprząż dla pupila, połączona z linką, którą zaczepiamy sobie u pasa – i już możemy uprawiać skijoring. Ta stara skandynawska metoda pokonywania śnieżnych bezdroży ostatnimi czasy zyskuje coraz większą popularność również w naszym kraju. I trudno się dziwić. Połączenie jazdy na nartach oraz psiego zaprzęgu (zwykle wykorzystuje się od jednego do trzech czworonogów) nie jest trudne, nie wymaga wielkich nakładów, a radości może być co nie miara.
Prawdziwe emocje zaczynają się jednak, gdy zamiast psów wykorzystamy konie. Wtedy spokojny z pozoru skijoring ukazuje swoje ekstremalne oblicze. Wyobraźmy sobie bowiem szusowanie za galopującym wierzchowcem, którym w dodatku sterujemy „na odległość” (tylko w niektórych przypadkach jeździ się za koniem dosiadanym przez drugą osobę). Prędkości mogą być zawrotne, a i akrobacji po drodze pewnie nie zabraknie. Dlatego też w tej odmianie skijoringu stosuje się nieco inne rozwiązania techniczne. Linki łączącej nas ze zwierzęciem nie przypinamy do pasa, ale przez cały czas trzymamy ją w dłoniach – i w razie niebezpieczeństwa zawsze możemy puścić.
Zobacz najlepsze hotele na zimę
Łyżwy, bojery, ice surfing i inne lodowe sporty mogą przynieść wiele radości, ale wcale nie mniej ciekawie jest po drugiej stronie tafli. Wiedzą o tym śmiałkowie, którzy odważyli się niemal całkowicie odciąć od tego, co dzieje się na powierzchni – i zejść z akwalungiem pod lód. Jeśli wierzyć ich relacjom, widoki są baśniowe, podwodne życie nawet w warunkach spod znaku „mniej niż zero” wre w najlepsze, a za nieziemskie światło przefiltrowane przez grubą lodową szybę niejeden fotograf dałby się pokroić. No i dochodzi do tego solidny dreszczyk emocji – wszak mamy do dyspozycji tylko jedną drogę na górę.
Drogą tą jest zazwyczaj niewielki przerębel, przy którym czeka cały sztab pomocników. Bo nurkowanie pod lodem (czyli inaczej ice diving) to sport, którego nie sposób uprawiać w pojedynkę. Wymaga nie tylko zimnej krwi, ale też fachowego sprzętu, termoizolacyjnego kombinezonu oraz kogoś, kto zadba o nas na powierzchni. Osoba ta musi przede wszystkim trzymać linę, którą przyczepia się do specjalnej uprzęży zakładanej przez nurka i która służy zarówno do naprowadzania śmiałka na właściwy przerębel, jak i do komunikacji podczas przebywania pod lodem. W Polsce pierwsze kroki można stawiać m.in. na zalewie Koparki w Jaworznie albo na terenie kamieniołomu Zimnik koło Strzegomia.